piątek, 10 lutego 2012

Najpiękniejszy dźwięk...

jest wtedy, kiedy Twoje usta stykają się z czubkiem mojej głowy. Powoli schodzisz nieco niżej mierzwiąc wilgotnymi wargami grzywkę, której kosmyki niesfornie się wywijają łaskocząc koniuszek Twojego nosa. Obdarowujesz moje powieki nieśmiałymi pocałunkami, zostawiając na nich niewidoczny ślad swojej miłości.

Grzeję się pod dwoma swetrami, stopy ukryte w wełnianych skarpetach krzyczą niemiłosiernie domagając się więcej ciepła, dłonie niedawno rozgrzane przez kubek gorącej herbaty teraz, jak dwa sopelki lodu suną ciężko po klawiaturze. Ostatnio miałam wiele zmartwień, każdy nowy dzień był dla mnie męczarnią, a jego koniec przyjemnym ukojeniem. Wtulałam się w poduszkę i nakrywałam kołdrą po same uszy, chowając się przed wszystkimi przeciwnościami losu, które jak ten potwór spod szafy budziły się w nocy i szarpały moje myśli, nie dając odetchnąć. Byłeś moją jedyną nadzieją. Wystarczyły Twoje ramiona, żebym mogła się podźwignąć i trzeźwo spojrzeć na całą sytuację. Niestety, ale ów potwór złożony z problemów, smutków, pewnych niedopowiedzeń i złudzeń, żył także pod Twoją szafą zacierając złowieszczo łapska, oczekując odpowiedniej chwili, by zaatakować. Wylałam wiele łez próbując się dowiedzieć co się dzieje, dlaczego nasza każda rozmowa kończyła się złośliwymi słówkami trafiającymi prosto w nasze niedojrzałe jeszcze serca, dlaczego chodziłeś ze spuszczoną głową i nie chciałeś odezwać się do mnie słowem, dlaczego w Twoich oczach było tyle przejmującego smutku...

2 komentarze:

  1. Pięknie piszesz, słowa bardzo bliskie memu sercu.
    W dodatku jesteś śliczna!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję z rumieńcem na twarzy!

    OdpowiedzUsuń

Nowe słowa

Tyle we mnie oddechów, cichych spojrzeń i nadmiaru wrażliwości wstępnie Krótka chwila, tylko żeby odetchnąć...i jestem. Odkopuję się powoli...